Autor |
Wiadomość |
Pan Straszny
brak rangi :P
Dołączył: 25 Sty 2007
Posty: 9 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/4
|
|
Wyzwolony |
|
Coś teraz z mojego zbioru. Zachęcam do komentowania.
Mężczyzna w ciemnym płaszczu wybiegł na ulicę. Minął setkę nieszczęśliwych ludzi, ale teraz wyjątkowo ich uczucia go nie obchodziły. Ważne było, aby dotrzeć, aby zdążyć. Nawet nie zauważył jak znalazł się w centrum, ale nie pocieszyło go to, bowiem nawet nie była to połowa drogi. Rozświetlone latarnie oświetlały coraz brzydszych, bardziej nieszczęśliwych ludzi. Nie, on nie chciał o tym teraz myśleć. Próbował zapomnieć o tym. Nie mógł się zatrzymać. Przebiegł obok jakiegoś kościoła, i ku swojemu zdumieniu przeżegnał się. Nie wiedział dlaczego to zrobił – może odruch, a może znak? Nie, nie, ciągle sobie wmawiał, że musiał biec dalej. Znalazł się na rynku głównym. Był on pełny, mimo późnej już pory. Nadal biegnąc mężczyzna założył przeciwsłoneczne okulary, mimo iż od dosyć dawna była noc. Jakiś turysta chwycił go za płaszcz.
- Zostawisz mnie? - zapytał, klęcząc.
Popatrzył na niego błagalnym tonem. Jednak tamten nie miał zamiaru odpowiedzieć. Za bardzo mu się śpieszyło.
- Błagam, panie! - krzyczał tak głośno, że zwrócił na siebie uwagę innych.
Mężczyzna zasłonił swoje okulary dodatkowo dłonią. Nie mógł na to patrzeć. Wiedział, że jeżeli się spóźni może mu sie nie udać.
- Zostaw mnie. - powiedział do turysty. - Obiecuję, kiedy indziej.
Turysta załamany odpowiedzią puścił płaszcz i skulił się w kłębuszek na środku rynku. Po kamiennych płytach spływały jego łzy do najbliższej kratki ściekowej. Tłum patrzył na nieboraka, ale nikt nie odważył się zbliżyć do niego. Potem odwrócili się w stronę tajemniczego mężczyzny. Zaczęli gwizdać w jego stronę. Ten tylko zasłonił sobie uszy. Chciał pomóc tamtemu człowiekowi, ale nie miał wyboru – musiał biec dalej.
Mimo iż od rynku minęło dwadzieścia minut drogi, wciąż echem odbijały mu się gwizdy niezadowolonego tłumu. Przez chwilę oderwał się się od świata realnego. Teraz myślami był w świecie swoich uczuć, swoich problemów, swoich lęków. A może to nie był jego świat? Może tylko się mu zdawało? On nie mógł posiadać uczuć, nauka mu tego zabraniała, ludzie mu tego zabronili. Zamyślony wpadł na jakąś kobietę. Dopiero w tym momencie powrócił do rzeczywistości. Próbował ją przeprosić, ale kobieta jakby go nie słuchała, tylko coś klęła pod nosem. Mężczyzna zrezygnowany już miał iść, gdy kobieta go zatrzymała.
- Ten płaszcz... - powiedziała pod nosem. - Panie, pomóż, pomóż!
Mężczyzna spojrzał na chodnik po swoimi stopami. Miał nadzieję, że usłyszy coś innego. Przez te wszystkie lata znienawidził wyraz: “pomóż”. Słowa tej kobiety z pewnością będą powtarzać się w jego koszmarach. Ale czy on miał prawo mieć koszmary? Czy znów nauka mu tego nie zabraniała? Zastanawiał się czy jest normalny, czy jest taki jak wszyscy. A może powinien już dawno poddać się auktorializacji?
Mężczyzna wybiegł już z miasta. Nie było tutaj już latarni, jak w centrum. Nie wiedział, czy woli jak one są, czy nie. Uśmiechnął się i pomyślał, że raz jest zgodny z tym co mu wmawiano, przez te wszystkie lata.
Nie powinienem mieć własnego zdania. - przytoczył fragmenty swojego mistrza.
Właśnie przebiegał przez jedną z tych mało uczęszczanych dróg, na obrzeżach miasta, gdy nagle usłyszał pisk opon. Mężczyzna próbował uciec, ale było już za późno – samochód uderzył w niego z nieprawodopobną wręcz siłą. Przeleciał bezwładnie z pięć metrów, spadając później na asfalt. Kierowca wybiegł z samochodu. Ku swojemu zdumieniu zobaczył, że ofiara jego szybkiej jazdy wstała sama. Chciał mu pomóc, ale ten pokazał ręką, że nie chce. Stanął przed nim w całej okazałości. Sprawca wypadku natychmiast padł na kolana. Z nosa mężczyzny spadły stłuczone okulary przeciwsłoneczne tuż przed kolanami kierowcy.
Jeżeli o to ci chodzi, jest ci to wybaczone. - powiedział i wskazał palcem na rozbity samochód.
- Panie, ja... - zaczął nieśmiało kierowca, nie wiedząc jak mu to powiedzieć.
Mężczyzna odszedł. Wiedział jakby sie to dalej potoczyło, ale nie mógł poświęcić mu więcej czasu. Musiał iść dalej. Obejrzał się za siebie i po raz ostatni spojrzał na wciąż klęczącego kierowcę.
Szkoda, że to zawsze się tak kończy. - powiedział sam do siebie.
Mężczyzna zatrzymał się przed teatrem. Został on umieszczony pośrodku “niczego”, co potęgowało jego wielkość i tak wysokiego budynku. Był on od dołu lekko oświetlony, podczas gdy, jak okiem sięgnąć, nie było ani jednej żarówki. Jednak to nie był moment na podziwianie widoków. Wszedł przez główne wejście - dziś się nie przejmował ludźmi, którzy mogliby go zobaczyć. Wbiegł po paru drewnianych stopniach i wszedł do holu głównego wykonanego wyłącznie z marmuru. Rozglądnął się nerwowo po pomieszczeniu. Po chwili znalazł odpowiednią salę. Wbiegł w jakiś wąski korytarz i znalazł się na malutkiej “klatki” teatralnej, gdzie widownia była mniejsza od sceny. Czekał na niego już tutaj jakiś nudny urzędniczyna w garniturze.
- Gdzie pan był, ja tutaj... - krzyczał.
- Przybiegłem jak szybko się dało. - próbował się wytłumaczyć, ale tamtego jakby tylko bardziej zezłościło, przez co krzyczał jeszcze głośniej.
- Nie wie pan o istnieniu taksówek?!
- Och, zanim wytłumaczył bym kierowcy jak dojechać na to zadu... - tutaj się na chwilę zatrzymał. - Z pewnością nie byłoby szybciej.
Urzędniczyna już nie powiedział do niego żadnego zdania z sensem, bowiem zastąpił je zlepek przekleństw.
Potem mężczyzna w płaszczu podszedł do jednego krzesła. Siedział na nim zimny już trup. Dotknął jego ręki, a potem otworzył oczy nieboszczykowi. Spojrzał w nie.
- Nie mogłem nic pomóc, on umarł na zawał serca. - oświadczył urzędnikowi, po czym zamknął zmarłemu oczy. - Nawet gdybym zdążył to bym nic nie mógł pomóc.
- Teraz jeszcze kłamiesz, aby się usprawiedliwić. - krzyczał. - To twoja wina, ty głupi wampirze smutkożerny.
- Och nic nie mogłem pomóc. Ja potrafię wyssać z człowieka wszystkie smutki i troski, jednak ten nie umarł z tego powodu. - próbował mu wyjaśnić.
- Ty, ty ... - próbował coś powiedzieć urzędnik, ale w jego głowie pojawiła sie pustka.
- To, że umiem wyczuwać emocje innych nie czyni mnie zagrożeniem. - powiedział, domyślając co ten chciał powiedzieć.
- Sam, osobiście – wskazał na siebie. - podpiszę się pod eksterminacją waszej przeklętej rasy.
Wampir kierował się w stronę wyjścia, ale przy urzędniku stanął i powiedział mu do ucha:
- Taka jest prawda, nie potraficie już bez nas żyć, nie potraficie radzić sobie z problemami świata. A tylko my możemy zapewnić rozwiązanie.
- Idź do czorta. - powiedział do niego urzędnik.
- Chciałbyś. - odgryzł się wampir i wyszedł, zostawiając urzędnika z nieboszczykiem sam na sam.
Urzędnik podszedł do zmarłego. Podniósł jego głowę.
- Coś my najlepszego zrobili, coś my najlepszego zrobili. - mówił do niego, mimo wszystko licząc, że ten udzieli mu odpowiedzi.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Nie 0:07, 04 Lut 2007 |
|
|
|
|
Messiak
Pseudoratownik medyczny
Dołączył: 23 Wrz 2005
Posty: 905 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/4 Skąd: Nie wiesz gdzie jestem? Odwróć się... Płeć: ona |
|
|
|
| | Przebiegł obok jakiegoś kościoła, i ku swojemu zdumieniu przeżegnał się. | bez przecinka na pewno, a nie jestem pewna czy nie powinno być "(...)kościoła i - ku swojemu zdumieniu - przeżegnał się", choć wydaje mi się, że obie wersje są poprawne
| | Popatrzył na niego błagalnym tonem | patrzymy wzrokiem, mówimy tonem, dziękuję XD
| | - Zostaw mnie. - powiedział (...) | bez kropki, bo to jakby dalszy ciąg zdania (nie umiem wytłumaczyć ^^")
| | Po kamiennych płytach spływały jego łzy do najbliższej kratki ściekowej. | da się aż tak płakać? Nie sądzę
| | A może powinien już dawno poddać się auktorializacji? | proszę o tłumaczenie ^^
| | Nie powinienem mieć własnego zdania. - przytoczył fragmenty swojego mistrza. | nad budową tego zdania bym się zastanowiła
| | Jeżeli o to ci chodzi, jest ci to wybaczone. - powiedział i wskazał (...) |
| | Szkoda, że to zawsze się tak kończy. - powiedział(...) |
| | - Przybiegłem jak szybko się dało. - próbował się wytłumaczyć(...) |
[quote[- Sam, osobiście – wskazał na siebie. - podpiszę się pod eksterminacją(...)[/quote]
bez kropki
| | znalazł się na malutkiej “klatki” teatralnej | na pewno nie będzie "klatce"?
| | - Coś my najlepszego zrobili, coś my najlepszego zrobili. - mówił do niego | po pierwsze, nie "coś my" tylko "cośmy", po drugie... Nie jestem pewna czy tu ma być kropka XD
Tak w ogóle to krótkie to jest, ale fajne ^^ Będą kolejne części? ^^
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Czw 19:27, 08 Lut 2007 |
|
|
Pan Straszny
brak rangi :P
Dołączył: 25 Sty 2007
Posty: 9 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/4
|
|
|
|
Powyższe błędy będę poprawiał później, jak zbiorę "opinie" na innych forach.
Urzędnik siedział przy swoim biurku, patrząc na dokumenty do podpisania. Zrzucił je, pod wpływem emocji na ziemię. Wciąż w głowie miał to co się stało dzień wcześniej. Nie mógł pozbyć się tych myśli i już sięgnął po słuchawkę telefonu, gdy nagle sie powstrzymał. Zdumiony zauważył, że wampir mówił prawdę – nie mógł poradzić sobie ze swoimi emocjami i chciał już dzwonić po pomoc. Załamany wyrwał telefon wraz z kablem, szybko podbiegł do okna, po czym otworzył je. Wyrzucił aparat nie przejmując się, idącymi pod jego oknami ludźmi. Zamknął okno i znów usiadł przy swoim biurku. Patrzył na jego blat, podparty łokciami. Po jego policzkach spłynęły trzy łzy. Potem popatrzył przed siebie, na otwarte drzwi.
- Proszę wejść pani Alicjo. - powiedział, widząc jak przechodzi jego sekretarka. - Aha, i niech pani weźmie parę kartek oraz coś do pisania.
Po chwili weszła do zdemolowanego biura, będąc gotowa do pisania kolejnych urzędniczych notatek. Usiadła na krześle przed nim.
- A więc zaczęło się to pięćdziesiąt lat temu.
- Słucham? - zdziwiła się sekretarka.
- Musi to wiedzieć opinia publiczna. - wyjaśnił. - Po prostu musi.
- Nastąpiła chwila milczenia, w którą się wtapiał tykanie zegara.
- Zaczęło się to pięćdziesiąt lat temu. W roku 2012. Wtedy w Nowym Jorku, oraz Chicago pojawiły się pierwsze ofiary wampirów. Nikt nie wie jak one się pojawiły. A zresztą co ja będę tutaj mówił, to wszystko jest w książce historii. - przetarł sobie dłońmi twarz, zastanawiając się co może powiedzieć.
Sekretarka ziewnęła. Po chwili urzędnik wpadł na pomysł.
- Wtedy pojawił się Sebastian Hoors – mój dziadek...
Sekretarka spojrzała na niego jakby nie wierzyła w to co usłyszała.
- Pani Alicjo, pisze pani dalej? - zapytał się urzędnik.
- Tak, tak. - opamiętała się.
Sebiastian Hoors, wybitny biolog, prowadził badania nad tym, jak można przemienić krwiopijcze wampiry. Oczywiście były protesty, ze strony wampirów, ale no cóż... Nikt ich nie słuchał, a szkoda, że dzisiaj się to zmieniło. W 2013 roku, a nie jak sie wszystkim wydaje, w 2020 stworzył pierwszych wampirów nowej generacji.
Sekretarka już całkowicie osłupiała. Wypadł jej aż długopis z dłoni.
- Czy, czy pan jest pewien, że powinna to wiedzieć opinia publiczna? - zapytała, szukając po omacku długopisu na podłodze.
- Prawda, prawda... - powtarzał sobie pod nosem. - W 2013 roku powstali pierwsze wampiry smutkożerne, jednak nie podał tego do informacji publicznej, chciał najpierw je sprawdzić. Boże co by było gdyby wampiry z 2013 żyłyby do dzisiaj. - powiedział, patrząc w niebo. - Eksperyment się powiódł, przynajmniej tak się zdawało. Dziadek wypróbowywał swoje dzieło na sobie. Wszystko szło doskonale, do czasu... To był 2019 rok, i nigdy moja osoba nie zapomni tamtego co się tam wtedy stało. Był to piękny wieczór. Cała rodzina siedziała przy kominku: Sebastian, jego żona oraz piętnastoletnia córka. Wampir, który wysysał z dziadka smutek, nagle wleciał przez okno. Obezwładnił dziadka i babcie. Ocknęli się rano, gdy napastnika już nie było. Okazało się, że ich jedyna córka, a moja matka, została zgwałcona przez tego, tego...
- Nie wiedziałam. - powiedziała sekretarka wzruszona tą historią.
- Wtedy zostałem spłodzony. Dziadek natychmiast wrócił do laboratorium, i poddał je auktorolizacji.
- Autoko...
- Auktorolizacji. Jest to proces polegający na rozpadzie wampira i przemienieniu go w energię.
- Co było dalej? - zapytała zaciekawiona historią.
- Rok później opinia publiczna była zbyt zainteresowana tym projektem, aby go zarzucić. Rząd nalegał. Dziadek musiał zrobić co mu kazano. Udoskonalił proces, tak, że wampiry nowej generacji nie posiadały uczuć, ani tym bardziej wolnej woli. Stały sie swoistymi zabawkami ludzi.
- Czy nie...
- Nie było. - wyprzedził pytanie. - Gdyby stało sie inaczej, takie zdarzenia jak z moją matką byłyby codziennością. Jednak w rezultacie mój dziadek zmarł dzień przed moimi urodzinami. Babcia mówi do dzisiaj, że to kara Boska, bowiem nikt ponoć nie ma prawa odbierać wolnej woli, żadnemu stworzeniu.
- Czy coś jeszcze proszę pana? - zapytała.
- Nie dziękuje. Już wystarczy.
Sekretarka wstała i już miała wychodzić, gdy nagle zatrzymała się.
- Czy na pewno chce pan, abym przekazała to opinii publicznej? - chciała się upewnić.
- Tak. Myślę, że tak. - odpowiedział.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Czw 21:06, 08 Lut 2007 |
|
|
Tak.Toperz
Samica Batmana XD
Dołączył: 20 Lut 2006
Posty: 200 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 1/4 Skąd: a SKĄDże! |
|
|
|
Błędów rzeczywiście kilka jest, ale nie należy się tym przejmować, bo jako całokształt prezentuje się nieźle ^^ (i trzeba zostawic Messie coś do roboty xDD).
Kocham opowiadania o wampirach, a tu mamy jeszcze jakiś powiew świeżości (wampiry smutkożerne xD)!
Aj indżoj it. xD Czekam na kolejną część.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Pią 11:09, 09 Lut 2007 |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
|