Autor |
Wiadomość |
Maguro
brak rangi :P
Dołączył: 18 Lis 2006
Posty: 20 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 1/4 Skąd: z kariny szczęśliwego Muminka XD |
|
Here with me (z góry proszę o łaskę XP) |
|
Pierwsze opowiadanie wstawiane do neta, więc błaaagam o łaskę.
Here with me
Prolog
- Jest boski! Mandy, musisz to przyznać! – krzyczała na koleżankę dziewczyna o brązowych włosach z godłem Ravenclawu na szacie.
- Jest rozpuszczony – odparła ta, idąc dalej korytarzem.
- Ale przy tym cholernie boski? – nie dawała za wygraną pierwsza.
- Elizabeth, nie mam siły! Mówisz to od tygodnia, więc ja odpowiem ci po raz ostatni! To zwykły, rozpuszczony, zapewne tleniony blondyn i straszny pozer!
- Jak możesz tak mówić, nie znasz go! – blond włosa dziewczyna spojrzała na nią z ukosa.
- Bo ty go znasz, Elizabeth?
- No nie, ale Sprout powiedziała, że na zielarstwie będziemy pracować parami, więc na pewno poznam go lepiej!
- Nie chcę ci psuć nastroju, ale między wami jest około pięciu osób!
- Tak, ale jeśli weźmiemy pod uwagę nazwiska. Nasza profesorka ma listę według imion, bo ciężko jej zapamiętać nazwiska – dziewczyna uśmiechnęła się z satysfakcją. Poszły razem na pierwszą w tym roku lekcję zielarstwa.
- Dziś, moi trzecioroczni zajmiemy się małą powtórką. Przed wami dorosłe już mandragory, które są trochę trudniejsze w hodowli. Wiecie co macie robić, ja zaraz wracam. Jakiś pierwszoroczniak wrzucił petardę do kociołka – mówiąc to wyszła, szepcząc coś pod nosem. Malfoy zwrócił się do dziewczyny stojącej obok.
- Słuchaj, lubisz zielarstwo? – Zapytał, po czym uśmiechnął się przymilnie.
- Jasne – odparła cicho Elizabeth.
- Świetnie, bo ja nie mam najmniejszego zamiaru babrać się w tej ziemi, więc liczę na to, że zrobisz to za mnie.
- C-co? Chyba sobie za mnie kpisz?! – Dziewczyna była oburzona, nagle zrozumiała słowa Mandy.
- Nie, nie żartuję i lepiej zrób to dobrze, ja w przeciwieństwie do niektórych mam pozycję w tej szkole. Żegnam! – Mówiąc to odszedł. Liza spojrzała na dwie doniczki i zabrała się do pracy poniżona i przechytrzona. „Gdyby te prace nie były oceniane grupowo…”.
Rozdział I
„We’re in a Picture black and white’
You took the light out of my life
When you gave in.”
Natasha Bedingfield
“Silent movie”
Matka z szesnastoletnią córką i siedemnastoletnim synem stali na peronie 9 i ¾. Dziewczyna była średnio wysoką brunetką z kręconymi włosami, spod których lśniły niebieskie oczy i tyle można powiedzieć o urodzie Elizabeth Turpin, co innego jej wiecznie idealny brat Richard. Lisę trafiało wszystko co możliwe, gdy mówiło się o nim. „Cudowny, młody, przystojny, inteligentny!”, nawet nauczyciele nazywali ją przez to „siostra tego Richarda”. Koleżanki miała tylko wtedy, kiedy jakaś dziewczyna chciała się dowiedzieć czegoś o bracie. Ojciec mawiał często, że syn wziął od niego wszystkie cechy czarodzieja – aurora. Elizabeth tych cech nie posiadała, więc nadawała się według Petera Turpin „co najwyżej na podrzędnego sprzedawcę na pokątnej”. Dziewczyna nie uczyła się wybitnie, tylko dobrze również jej uroda nie była olśniewająca tylko przeciętna i tak dalej. „Zawsze jestem ta druga” myślała często, gdy słuchała wykładów ojca o idealności swojego rodzeństwa.
Stacja czarodziejów była jak zawsze zatłoczona, więc Liza szybko uścisnęła matkę i wsiadła do pociągu. Znalazła przedział, w którym były dwie osoby, jej przyjaciółka Mandy Brocklehurst i Erick Moon.
- Hej wam, jak tam wakacje? – zapytała zamykając drzwi.
- Nazwijmy je ciekawymi. Przez to całe zamieszanie z Sama - Wiesz – Kim, miałam niezapomniane wakacje. Rodzice dołączyli się do Zakonu – powiedziała Mandy z dumą.
- U mnie wprost przeciwnie. Ojciec znowu gościł Malfoya. Ten żmijowaty facet namawia go, aby przeszedł na…
- „Właściwą stronę, stronę POTĘGI!” – Przerwała mu Eliza. – Wiem, bo u nas był jakiś Avery, ale ojciec wygonił go i potraktował klątwami. Trochę go to zabolało.
- Tak to już jest, teraz się dopiero zaczęło. Mój tata powiedział, że to przemyśli i chyba się zgodzi – Erick posmutniał. Dziewczyny wiedziały czemu. Do armii Czarnego Pana zgłaszały się całe rodziny, a nie pojedyncze przypadki.
- Nie bój się, twój ojciec nie jest pewien, ale od czego ma żonę – na słowa Mandy uśmiechnęli się wszyscy. Dorota Moon w usposobieniu przypominała profesor McGonagall, do tego wykazywała się typowo „gryfońskimi” poglądami, tak więc była w stanie odwołać decyzję męża w każdej prawie sprawie, szczególnie gdy się na coś uparła lub, kiedy sprawa zagrażała zdrowiu kogoś z rodziny.
- Ha ha, racja Mandy. Mam nadzieję, że mu to wyperswaduje – niespodziewanie otworzyły się drzwi do przedziału i wszedł Draco Malfoy. Krukoni wyglądali na zaskoczonych.
- Słucham? – Zapytał uprzejmie Erick.
- Ty jesteś Moon? Świetnie. Masz przyjść do wagonu czwartego o dwunastej, rozumiesz?
- Ale po co? – Chłopak wystraszył się.
- Cóż, twój ojciec przyjął propozycję – Moon zrobił się cały biały na twarzy. Ślizgon spojrzał na jego przerażoną twarz i dodał ciszej. – Nie jesteś jedynym – po czym odszedł zamykając za sobą drzwi.
- Merlinie, więc jednak… - wyszeptał padając na oparcie. Elizabeth podeszła do niego.
- Erick, spokojnie. Mandy powiedz coś! Zawsze umiesz walnąć jakimś anormalnym, śmiesznym tekstem!
- Cholera – odrzekła tylko i objęła ich oboje.
- Niestety, my Krukoni mamy najgorzej. Ślizgoni wiedzą od urodzenia, po czyjej są stronie, Gryfoni również. Puchonów się nie bierze przeważnie pod uwagę, bo ponoć to wyrzutki, ale my jesteśmy przeważnie neutralni i o takich się walczy – skwitowała Turpin.
- To co teraz? Erick?
- Pójdę. Nie wiem do czego mogą być zdolni, jeżeli się zbuntuję.
- Racja – odparła tylko Brocklehurst. Resztę podróży przesiedzieli w milczeniu, a gdy zegarek chłopaka wskazał jedenastą pięćdziesiąt obie Krukonki usłyszały cichy pisk drzwi od przedziału. Erick Moon wyszedł na spotkanie. Spojrzały po sobie ze strachem i żalem jednocześnie zadając sobie to samo pytanie: „Jak to się skończy?”.
Rozdział II
„ I cry and you comfort me,
I’m lost and you hear my sceram.
So, it’s hard to watch you falling
When you run so deep in me
You live in my”
Celine Dion
“Stand by your side”
- I co? – Zapytały go już od progu, jednak chłopak najpierw usiadł na swoim miejscu. Wyglądał na zmęczonego.
- Tam było około dwudziestu osób. Większość to oczywiście Ślizgoni, ale są też Krukoni, jeden czy dwóch Puchonów. Najgorsze jest to, że jest kilku pierwszorocznych! Oni nie mają granic moralności! To jest straszne! Wezwali nas po to, abyśmy się zapoznali z regulaminem! Mamy spotkania w pokoju Ślizgonów raz w tygodniu. Będziemy ćwiczyć, aby „w kwietniu stanąć przed Czarnym Panem”.
- Erick, nie możesz odejść? Nie wiem, może napisz do matki? Ojciec może chyba jeszcze zmienić zdanie? – Zapytała Turpin z zaniepokojoną miną. Blondyn zaśmiał się ironicznie.
- Ojciec już nic nie zrobi. Kazali nam podpisać jakiś papier, który mówi, że jeżeli się wycofamy, czeka nas śmierć. Ze służby może nas zwolnić tylko On.
- Więc teraz jesteśmy po przeciwnej stronie? – Zapytała wreszcie Mandy.
- Na to wygląda. Nie chcę was zdradzać, więc nie mów przy mnie żadnych planów, ja też nie będę wam nic mówił. Przy okazji, zrobili nam jakieś szczepienie. Nie wiem, co to było.
- Bardzo rozsądnie, nie powiedzieli wam nic! Po co macie wiedzieć, w końcu kiedyś może być za dużo tej wiedzy prawda? – Zapytała gorzko Liza.
- Elizabeth, ja naprawdę nie wiem – mówiąc to ukrył twarz w rękach. – Mam też nadzieję, że zrozumiecie moją decyzję. Muszę zmienić towarzystwo, przyjaźń ze mną jest teraz niezbyt pożądana dla córki Aurora – spojrzał znacząco na Brocklehurst, która tylko kiwnęła głową.
- Tak więc, żegnam – mówiąc to skierował się do drzwi przedziału.
- Erick! – Zawołała Turpin. – Może i nie możemy być przyjaciółmi oficjalnie, ale tak po cichu? – Zapytała z uśmiechem. – Czy przez jeden dzień i decyzję musimy skreślać te sześć lat?
- Nie, na Merlina oczywiście, że nie. Trzeba być ostrożnym!
- Więc, co z naszymi zajęciami, tymi specjalnymi – ostatnie słowo wymówiła ciszej i spojrzała na niego figlarnie.
- Jasne, zawsze do usług. Zapytam jeszcze, czy trenujemy na coś specjalnego?
- Noc Duchów. Dyrektor wyraził zgodę, ale nie mów nikomu. Chcę olśnić rodzinę, - powiedziała z dumą. Po czym dodała ciszej, – choć raz.
- Zrobi się. To, kiedy? – Zapytał.
- Poniedziałek. Może być?
- Nie, mamy „zebranie”. Drugi tydzień we wtorek?
- Stoi. Pokój życzeń. To teraz idź. Cześć! – Pożegnali się. Pociąg miał przed sobą jeszcze jakieś pół godziny jazdy, gdy do przedziału dziewcząt weszła Hermiona Granger.
- Jesteście z Ravenclawu? – Zapytała.
- Tak, chyba to widać – powiedziała oschle Mandy wskazując na naszywki na szatach.
- No jasne. W tym roku odnawiamy GD. Słyszałyście o tym?
- Gwardia Dumbledore’a? Słyszałyśmy – odparła blondynka bardziej życzliwie.
- Super. Więc, zapisujecie się? – Dziewczyna była cała przejęta. „I co jeszcze?” pomyślała Elizabeth. „Najpierw Erick zostaje młodym śmierciożercą, teraz Mandy będzie w tej całej GD, a ja?! Co mam zrobić?” - … no bo wiecie, wasi rodzice są w Zakonie, więc pomyślałam, że wy też… przy okazji, twój brat to Richard? Prawda? On już się zapisał…
- Ja w to wchodzę – powiedziała równie uradowana Brocklehurst, gdy pojawiła się przed nią wizja nauczenia się czegoś przydatnego i przeżycia niezapomnianej przygody.
- A ja nie. Może później się zdecyduję – stwierdziła Lisa stanowczym tonem. „Jeśli będzie tam mój brat, to nie będzie mnie.”, pomyślała. Gryfonka wyglądała na zaskoczoną.
- Twój brat przyjął tę propozycję z radością, a ty ją odrzucasz? – Zapytała nie dowierzając.
- Tak. To, że jesteśmy rodziną nie oznacza, że jesteśmy tacy sami, mam nadzieję, iż taka odpowiedz cię satysfakcjonuje – powiedziała ozięble. Hermiona spojrzała na nią ze zdziwieniem. Zamieniła kilka słów z Mandy i wyszła.
- Czemu się nie zgodziłaś?! To może być świetna przygoda! – Przyjaciółka była zła.
- Nie chcę konkurować z Richardem! Powinnaś o tym doskonale wiedzieć…
- Fakt. Zapomniałam. Zawsze on jest przeszkodą! Gdy podobał ci się, z wzajemnością Paul, jego kolega odtrąciłaś go i to tylko dlatego! Nie możesz wiecznie żyć przeciw niemu, na miłość Boską jesteście rodziną!
- Skończ ten temat, jeszcze trochę i się zdenerwuję! – Dziewczęta zamilkły na resztę drogi i nie odzywały się do końca uczty powitalnej. Szósty rok nauki nie zapowiadał się różowo, tak jakby jakikolwiek taki był. Jedyną dobrą wiadomością było to, że Lisa zacznie wreszcie kursy przygotowawcze do zawodu w Ministerstwie Magii. Od początku Hogwartu uczyła się pięciu języków, gdyż liczyła na staż w biurze międzynarodowej współpracy czarodziejów. Wiele podróży, mało siedzenia w domu i co najważniejsze, Richard chciał być medykiem. Na pewno się nie spotkają.
No była pierwsza część co wklejam.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Maguro dnia Nie 17:32, 19 Lis 2006, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Sob 22:02, 18 Lis 2006 |
|
|
|
|
Messiak
Pseudoratownik medyczny
Dołączył: 23 Wrz 2005
Posty: 905 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/4 Skąd: Nie wiesz gdzie jestem? Odwróć się... Płeć: ona |
|
|
|
Uhaha cyk cyk, dobrze XD
Uhaha cyk cyk, teraz czekaj na reszte
Uhaha cyk cyk, błędów nie sprawdzam, mam nadzieję, że wszystkie poprawiłaś (babcia Longbottom XDDDDD)
Cyk cyk, masz moje błogosławieństwo XDD
Rzekłam, amen
(i nie licz na łaskę od nas XDDD)
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Sob 22:09, 18 Lis 2006 |
|
|
Maguro
brak rangi :P
Dołączył: 18 Lis 2006
Posty: 20 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 1/4 Skąd: z kariny szczęśliwego Muminka XD |
|
|
|
Jak to nie liczyć na łaskę?! Ja właśnie mam zamiar na łaskę liczyć XDD
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Sob 22:31, 18 Lis 2006 |
|
|
Maguro
brak rangi :P
Dołączył: 18 Lis 2006
Posty: 20 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 1/4 Skąd: z kariny szczęśliwego Muminka XD |
|
|
|
Normalnie full zainteresownanie ;(( Wklejam next parta i... i normalnie nie wiem co XDD
Rozdział III
Moje studio
Przez pierwszy tydzień Elizabeth nie wiedziała, co z sobą zrobić, gdyż na początku nauczyciele nie zadawali za wiele. Mandy i Erick nie mieli dla niej zbyt dużo czasu, oboje pochłonięci ‘wojną’. Chłopak znikał w każdy poniedziałek wieczorem, a wracał dopiero we wtorek w środku nocy. Przyjaciółka miała o wiele łatwiej. Spotykała się, najczęściej z Hermioną na korytarzu i ustalały terminy nowych spotkań. Gryfonka wydawała się bardzo zadowolona z nawiązania nowej przyjaźni. Dwójka Krukonów traktowała Lisę jak coś, co ich łączyło. Nie mogli przecież rozmawiać ze sobą otwarcie, więc młoda panna Turpin wiedziała zarówno o zamierzeniach śmierciożerców jak i GD. Trochę ją to męczyło. Wreszcie nadszedł upragniony wtorek. Po skończonych zajęciach poszła się przebrać i odświeżyć. Gdy zegar wybił czwartą po południu wybiegła z dormitorium i udała się do pokoju życzeń. Erick już tam czekał. W ręku trzymał butelkę wody.
- Zaczynamy? – zapytał.
- Tak. Na pewno masz teraz czas?
- Dla ciebie zawsze – mówiąc to uśmiechnął się figlarnie i zaprosił ją gestem do środka. Wnętrze wyglądało imponująco. Było to studio muzyczne, które on i Elizabeth zaprojektowali, by Lisa mogła ćwiczyć do występów.
- To jaki masz repertuar na Noc Duchów? Domyślam się, że nasz kochany dyrektor zostawił ci wolną rękę?
- Tak. Powiedział, że mam zając około pół godziny. Na początek niewiele, ale mnie starczy na pewno.
- To zapraszam do studia – odparł Erick i usiadł za pulpitem. Przychodzili tu od roku, kiedy to Moon nakrył przyjaciółkę na śpiewaniu. Sam był wielkim fanem mugolskiej technologii i otwarcie się do tego przyznawał. Lisa uważała jednak, iż jej pierwsze poważne kroki w muzyce powinni zachować w tajemnicy. Podczas gdy dziewczyna śpiewała on zajmował się dopracowywaniem dźwięku i dorabianiem tła, było to zajęcie, które w pełni go relaksowało. Tym razem jego wypoczynek został przerwany przez czyjeś pukanie w drzwi. Ktoś wszedł. Elizabeth śpiewała nadal.
- Co ty tu robisz Malfoy?! – zapytał Moon wyraźnie zdziwiony jego przyjściem.
- Chciałem pogadać, ale widzę, że jesteś zajęty… - mówiąc to spojrzał na konsolę i na śpiewającą za szybą Turpin.
- Jak chcesz możesz tu posiedzieć, mi to nie przeszkadza – odparł Erick. Siedzieli w ciszy.
- Co ona trzyma? – zapytał niespodziewanie Ślizgon. Krukon spojrzał na niego ze zdziwieniem.
- Przecież to mikrofon – powiedział i dokręcił coś w sprzęcie.
- A do czego służy ten ‘mikrofon’? – Tego już było dla Moona za wiele. „Czy ten idiota może być aż takim ignorantem w sprawach mugoli?!” zapytał sam siebie.
- To taka broń. Dlatego ja właśnie siedzę tu, za ścianą nieprzepuszczającą czarów. – Skłamał niewinnie Erick patrząc tylko ze śmiechem na twarz Malfoya, który wyglądał na bardzo zainteresowanego
- Można dzięki temu podbić świat? – zapytał.
- Jasne, o ile masz dość talentu i wiesz jak go wykorzystać.
- Świetnie, a możesz mówić jaśniej. To może nam się kiedyś przydać.
- Proszę bardzo. Mikrofon służy do podwyższania głośności. To coś w rodzaju naszego zaklęcia Sonorus. Skłamałem co do tego, że to broń.
- Więc, co ona tam robi? – zapytał sfrustrowany.
- Śpiewa, to chyba logiczne.
- Dla mnie niezbyt, - spojrzał na kumpla. – Nic nie słyszę – dodał widząc jego minę. Erick tylko i się uśmiechnął i włączył dźwięk. Głos Elizabeth był taki, inny. Draco nie widział do końca jak to określić. Matka miała głos pełen troski, gdy cokolwiek śpiewała kiedy był mały. Zespoły w radiu śpiewały z lekkością, a Pansy wiecznie fałszowała. Turpin miała w głosie, coś innego, jednak nie mógł tego do końca nazwać.
„Ty masz taki czar,
Ty masz w oczach blask,
Tak łatwo mogłeś zdobyć mnie
I mogłeś zdobyć ją”*
Piosenka była piękna i za razem prosta. „Tak jak Lisa” pomyślał Draco, jednak w głębi serca prędzej zarobiłby dodatkowy szlaban, niż komukolwiek się do tego przyznał. Z tych rozważań wyrwał go kolega siedzący obok.
- Więc, jak mnie znalazłeś? – Erick zadał pytanie nurtujące go już od pojawienia się Ślizgona.
- Szczepionka. Każdy z nas ma takie coś, dzięki czemu możemy się wyczuwać nawzajem. Nudziło mi się i pomyślałem, że zobaczę co porabiasz.
- Chcesz, to pozwolimy ci wejść. Elizabeth ma za dwie minuty przerwę – Draco kiwnął głową. Zauważył, że Krukonka ma cały czas zamknięte oczy. On sam śpiewał tylko w kąpieli w łazience prefektów. Dziewczyna wyszła w tym momencie z pomieszczenia i stanęła koło Ericka.
- Co on tu robi? – zapytała. Z tonu jej głosu Draco wywnioskował, że nie jest mile widziany. „Jak zwykle” pomyślał i chciał już wyjść, kiedy Moon złapał go za rękę.
- To co, śpiewasz? – uśmiechnął się. – Wejdź i wyobraź sobie tę melodię, albo podaj wykonawcę. Rozumiesz? Wszystko wyświetli mi się tu na ekranie – Draco wszedł do pokoju i przypomniał sobie swoją ulubioną piosenkę. Usłyszał w głośnikach Ericka.
- Dobry wybór, ale czy to nie jest…? - spojrzał na niego wesoło się szczerząc.
- Wiem, że to mugolska piosenka, ale to jeden z moich ulubionych zespołów – powiedział urażony.
- Nie mam nic przeciwko. Zaczynamy? – Elizabeth patrzyła zdumiona na ekran, który Moon szybko zasłonił.
- Niespodzianka, co? Zobaczymy jak mu pójdzie… - mówiąc to włączył dźwięk, by mogli go usłyszeć.
„…Wake me up, when September ends
Here comes the rain again
Falling from the stars
Drenched in my pain again
Becoming who we are…”
Elizabeth nie lubiła się do tego otwarcie przyznawać, jednak należała do osób zazdrosnych. Draco miał naprawdę dobry głos. Śpiewał lekko, co prawda miał kilka fałszów, ale w jego głosie była prawdziwa miłość do muzyki. Nie to co inni, którzy śpiewali tylko po to, żeby wrzeszczeć. Najgorsze dla Lisy było to, że to właśnie Malfoy. Ten sam, który parę lat temu był z nią w parze na zielarstwie i który wtedy był dla niej cudem. Ciężko jej było uwierzyć, że mógł się zmienić, bo, od kiedy Ślizgoni robią się wrażliwi?
Rozdział IV
Zaproszenie
Draco skończył śpiewać i wyszedł ze studia.
- Nie wiedziałem, że umiesz śpiewać – powiedział Erick.
- Każdy ma swoje wady – odparł Ślizgon z uśmiechem.
- Od kiedy talent to wada? – zapytała Elizabeth.
- Wiesz, dla niektórych kręgów, na przykład moich, śpiewanie, poezja to oznaka słabości.
- Bzdura! Nigdy nie słyszałam czegoś równie głupiego! - żachnęła się.
- Tak? – zapytał przeciągając sylaby. – A jak ktoś zna na przykład mowę węży, to wy, wielcy Krukoni patrzycie na to bez niczego? Całkowita tolerancja, żadnej uwagi?
- To, co innego… - zaczęła Elizabeth.
- Nie, to jest to samo. Też talent. Spróbuj sobie wyobrazić, że jeśli u ciebie talent tego nadętego Pottera jest wadą, u nas jest zaszczytem i zaletą, niestety – powiedział.
- A śpiewanie to wada? Tak? – Erick przyglądał się tej kłótni ze zdziwieniem i nieukrywanym rozbawieniem.
- Wiesz, to oznacza, że jesteś słaby, czyli łatwy do zabicia – ostatnie słowa dodał ciszej.
- Nie wiedziałam. Przepraszam – odparła zażenowana Krukonka.
- Ludzie, ale macie tematy – powiedział blondyn siedzący wciąż za konsolą. – Co powiecie na kremowe piwo? Z tego co pamiętam, za dwa tygodnie ma być pierwszy wypad do Hogsmade.
- Tak wcześnie?! Przecież zawsze był pod koniec października! – zdziwił się Ślizgon.
- No, ale w tym roku jest ponoć wcześniej. No to jak? – ponowił pytanie i spojrzał na przyjaciółkę. – Zapraszam was oboje – dodał.
- No jak dla mnie to porządku – odparła dziewczyna, jednak Draco nadal nie był zdecydowany.
- Co jest Malfoy? Nie chcesz iść? – zapytała go Elizabeth.
- Nie o to chodzi. Wiesz, że wtedy każdy będzie wiedział, że zadajecie się ze Ślizgonem?
- Mnie to nic nie robi – powiedział Erick.
- Co do mnie, sam powiedziałeś, co prawda nie otwarcie, że muszę się nauczyć tolerancji, więc mi to pasuje – odpowiedziała z przekąsem dziewczyna.
- No to zgoda – odparł blondyn i Liza po raz pierwszy widziała jak się uśmiecha. – Jutro mam transmutację, więc przydałoby się ją odrobić. Mówiąc krócej, do zobaczenia – powiedział i już go nie było.
- Ty, po co on tu przyszedł?
- Twój piękny i cudowny Malfoy?
- Przecież wiesz, że już tak nie jest!
- Dobra, a tak nawiasem to chyba zyskałem kumpla Ślizgona, prawda? – zapytał z nieukrywanym uśmiechem. – Przyszedł, bo mu się nudziło. Pozwoliłem mu zostać. Nie masz nic przeciwko temu?
- Nie, - po czym dodała ciszej. – Chyba nie.
Weszła z powrotem do studia. Ten dzień był bardziej zwariowany niż myślała. Nie dość, że Erick cieszył się z nawiązanej przyjaźni z Malfoyem, to jeszcze mogła porozmawiać ze Ślizgonem bez żadnych przytyków i rozkazów z jego strony. „Miła odmiana” pomyślała. Tymczasem nadszedł poniedziałek i co za tym idzie kolejne spotkanie w pokoju Slytherinu. blondyn wyszedł z salonu Krukonów i powędrował niżej lochami. Jak zawsze zebraniu przewodniczył siódmoklasista Terence Higgs.
- Przyjaciele! Wczoraj przyszły polecenia w sprawie dalszych treningów. Mamy być dla siebie jak rodzina, więc Nasz Pan zdecydował, iż każdy z nas dostanie swoją ‘parę’. Osoba bardziej doświadczona będzie pracować z mniej obeznaną – powiedział uroczyście, a w tłumie słychać było szepty. Draco siedzący po prawej stronie przemawiającego zastanawiał się co teraz zrobić. Nie miał zamiaru wybierać któregoś ze swoich goryli, gdyż ich towarzystwo przestało mu już dostarczać jakichkolwiek przyjemności. Dwaj Ślizgoni nie należeli do osób specjalnie inteligentnych. Terence mówił dalej.
- Jak zapewne zauważyliście niektórzy tu obecni służą Panu od dawna. Te osoby siedzą osok mnie – mówiąc to wskazał na około dziesięć osób, którymi byli szósto i siódmoklasiści. – Dzisiejsze spotkanie musi zostać skrócone, więc gdy wszyscy dobiorą się w pary i zgłoszą do mnie będziemy mogli się rozejść – Draco spojrzał w tłum i spostrzegł Ericka. Najwyraźniej nie tylko on zauważył sprytnego Krukona, gdyż jakiś inny Ślizgon również zmierzał w jego kierunku.
- Nott, on jest ze mną w drużynie – powiedział stanowczo. Ten odwrócił się, uśmiechnął się gorzko i odszedł do jakiegoś czwartoklasisty.
- Jesteś pewny siebie, co Draco? – zapytał z przekąsem Erick.
- Nie, ja raczej wiem na czym mi zależy i co mogę osiągnąć – odparł Ślizgon i uśmiechnął się przeciągle. – Poza tym, nadal nie wiem o której idziemy na piwo.
- Tak. Myślę, że koło drugiej po południu w „Trzech miotłach” co ty na to? – Malfoy tylko kiwnął głową na znak, że się zgadza, gdyż w tym momencie Higgs ogłaszał koniec spotkania.
Erick poszedł do swojego dormitorium. Nie należał do osób towarzyskich. Liza była jego przyjaciółką, jednak czuł, że ten chłopak może również przyłączyć się do tego szacownego grona.
Na komenty nie licze, ale jakby tak przypadkiem ktoś miał chwile czasu... XD
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Nie 16:34, 19 Lis 2006 |
|
|
Messiak
Pseudoratownik medyczny
Dołączył: 23 Wrz 2005
Posty: 905 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/4 Skąd: Nie wiesz gdzie jestem? Odwróć się... Płeć: ona |
|
|
|
Normalnie zaraz ci chyba przyfasolę za ten text "Normalnie full zainteresownanie ;((" ><#
KIEDY TY GO DAŁAŚ, ŻE NARZEKASZ?!
warn
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Nie 16:46, 19 Lis 2006 |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
|