Specy
brak rangi :P
Dołączył: 02 Sty 2009
Posty: 1 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/4
Płeć: ona |
|
Z Pamiętnika Lily Evans [czI] wiem oklepane xP |
|
Jesień dla wielu ludzi, jest niezbyt przyjemną porą roku. Każdy człowiek, jest ubrany w grube i przede wszystkim ciepłe ubrania. Zmierza przed siebie, prędko; jak najprędzej, do domu i wypija w nim gorącą herbatę. Bardzo mało osób w dzisiejszych czasach potrafi docenić, piękno płynące z tej niesamowitej, można by rzec magicznej chwili. Jednak znam jedną dziewczynę, która potrafi docenić to wszystko – Lily Evans Potter. Jest ona dosyć charakterystyczną osóbką, którą jeśli ktokolwiek miałby kojarzyć to właśnie z ową porą roku. Lily miała bardzo charakterystyczne włosy – rude, które nieraz przywodziły na myśl jesień; pełną czerwono-rudo-zielonych kolorów. Być może i czerwony nie był kolorem, który Evans lubiła, rudy został jej narzucony przez naturę, a zielony? Tak… zielony z pewnością jej się podobał. No bo zastanówcie się sami, której dziewczynie mającej rude włosy nie podobałby się, ba nie pasowałby zielony kolor? Chyba nie ma takiej osoby. Jednak wracając do naszej bohaterki. Lily nie jest wysoka, może mieć góra metr pięćdziesiąt. Jej twarz przywodzi na myśl słońce w pełni; szczególnie, kiedy się uśmiecha. Oczy ma oprawione długimi, czarnymi rzęsami, a lekko zadarty nos mówi nam praktycznie wszystko o jej jakże ognistym i wybuchowym charakterze. Dzisiejszy dzień, jest dniem bardzo ważnym; oczywiście nie dla dziewczyny, która zwykła o nim zapominać, a przypominała sobie dopiero wtedy, gdy jakaś osoba postronna jej o tym przypomniała.
- Wszystkiego najlepszego!
Zza zakrytego czerwono-zielonymi liśćmi drzewa wyskoczył wysoki brunet. W dłoniach trzymał bukiet lilii. Podszedł do kobiety i objął ją w pasie, szepcząc do ucha. – Wszystkiego najlepszego kochanie, z okazji urodzin.
Na twarzy dziewczyny pojawił się niewyraźny uśmiech. Tak, cieszyła się; przynajmniej z jednej strony, ale z drugiej było jej przykro. Kiedyś takie życzenia przyjmowała z radością, ale to było kiedyś… Tak dawno, bardzo dawno temu. Tyle czasu minęło, tyle wydarzeń miało miejsce.
Wzloty i upadki. Chwile wypełnione szczęściem i beztroską oraz chwile pełne żalu, niespełnionych marzeń i cierpienia. Teraz urodziny przypominały jej tylko to, że się starzeje. Chociaż nie zawsze; przecież był jeszcze James. Tak, dobry, kochany James; jej mąż, kochanek i przyjaciel. Nawet, kiedy nie było go koło niej, oczami wyobraźni widziała jego twarz wypełnioną beztroską. Drobne dołeczki umiejscowione nieopodal ust i oczy; tak jego oczy były niesamowite. Takich oczu nie miał nikt inny, prawie. Mężczyzna, potargał sobie włosy i objął dziewczynę, a właściwie to już kobietę ramieniem. Usiedli na ławce i spojrzeli na siebie.
- Pamiętasz piątą klasę? – spytała nagle Lily, przerywając tę niezręczną ciszę.
- Ekhem – odchrząknął, i spojrzał rozbawiony na dziewczynę – A jak mógłbym zapomnieć? Wtedy po raz pierwszy się ze mną umówiłaś.
Roześmiała się i spojrzała na niego z czułością.
- Nie przesadzasz trochę? Wcale się z tobą nie umówiłam. To, że się spotkaliśmy to, to… - zagryzła wargę nie wiedząc jak dokończyć zdanie.
Uniósł do góry brwi, a jego oczach pojawił się pewien rodzaj nonszalancji i pewności siebie, który u niego kochała, a jeszcze tak do niedawna nienawidziła.
- Może mi jeszcze powiesz, że przez przypadek? – starał się zachować powagę, lecz nie bardzo mu to wychodziło, bo policzki zaczynały mu lekko drgać.
- Tak! Właśnie tak! Zmusiłeś mnie i zaszantażowałeś! A to było takie…
- Kochanie, ale się udało i to najważniejsze! Poza tym przez przypadek to się nawet dzieci nie robi. – odrzekł całując żonę w czoło.
- Nie? – spytała, spojrzawszy na swój już dobrze zaokrąglony brzuch.
Tym razem to on się roześmiał i jeszcze mocniej przytulił do swojej klatki piersiowej.
- Oh, już dobrze, dobrze ty moja pani oooooooooo.
Oparła głowę o jego ramię i zamknęła oczy, wędrując myślami gdzieś daleko… bardzo daleko…
***
- Emma! Liz! Irma! – krzyczała rudowłosa, piętnastoletnia dziewczyna, machając jak szalona rękami do trzech swoich najlepszych przyjaciółek.
Pierwsze podbiegła do niej Irma. Nim się obie wyściskały, najpierw zmierzyły się badawczym wzrokiem.
- Nic się nie zmieniłaś – szepnęła zadowolona Lily patrząc na wysoką, czarnowłosą dziewczynę, z masą piegów na policzkach.
- A ty za to tak! Piersi ci urosły! – krzyknęła na cały głos, tarmosząc przyjaciółce włosy.
Evans skrzywiła się i spojrzała na nią wzrokiem, godnym spojrzenia bazyliszka.
Zapewne wiecie co to są kompleksy, a jeśli jesteście dziewczynami to domyśliłyście się na czym Lily ma uraz.
- To nie było zabawne. – warknęła odwracając się do koleżanki tyłem. Oczywiście jej złość była tylko pozorna. Rudowłosa dziewczyna przyzwyczaiła się do podobnych tekstów ze strony przyjaciółki, ale cóż dzisiejszego dnia nikt nie mógł odebrać jej przyjemności podroczenia się z nią.
- Dzień dobry, dzień dobry. Irma czym znowu Lilkę zirytowałaś?
Do dwóch dziewczyn podeszły kolejne. Pierwsza odezwała się Liz. Tak naprawdę dziewczyna miała na imię Eliza, ale jako że nie bardzo pasowało jej, kiedy ktoś zwracał się do niej pełnym imieniem to wszyscy używali zdrobnienia. Liz należała do przeciętnych dziewczyn. Liczyła metr sześćdziesiąt wzrostu, a jej bladą twarz okalały długie blond włosy.
Trzecią osobą, której nie zdążyłam Wam jeszcze przedstawić jest Emma. Nie, Emmy z pewnością nie można było zaliczyć do przeciętnych osób. Mimo, iż była nie wiele wyższa od Lily, to jej uroda przywodziła na myśl porcelanową lalkę. Miała burzę ciemnych, kręconych włosów, a jej twarz była bez żadnej skazy. Idealny zgryz i przede wszystkim krew willi. Z całej trójki właśnie ją, Lily najbardziej lubiła. Jak się ma kompleksy…
Hm została jeszcze jedna osoba do przedstawienia – a mianowicie ja. Jednak nie, nie zrobię Wam tej przyjemności i nie zaspokoję na razie Waszej ciekawości. Tak więc, wracamy do dziewcząt.
- Niczym, wiesz doskonale, że ona o wszystko się obraża. – odparła zdegustowana ciemnowłosa dziewczyna.
- Jakie wy głupie jesteście. Zachowujecie się zupełnie jak dzieci, których rozwój emocjonalny jest kompatybilny do rozwoju fizycznego. – podsumowała Emma, piłując sobie pilniczkiem paznokcie.
Liz przewróciła oczyma, i spojrzała na Lily gotowa, aby wygłosić jej kazanie. Wzięła głęboki wdech i już miała zacząć, kiedy na jej gładkim czole pojawiły się zmarszczki.
- Lily, czy ty płaczesz?
Cała trójka spojrzała zaskoczona na dziewczynę. Nagle, zupełnie niespodziewanie Evans rzuciła się na Irmę i zaczęła ją ściskać.
- Naprawdę?! Naprawdę uważasz, że mi urosły? Jesteś kochana!
- Banda kretynek – komentowała Emma, uderzając dłonią w czoło i przez przypadek upuszczając pilnik. – No i widzicie? Wpadł pod pociąg. To już trzeci w tym tygodniu!
- Dobra, Lily spokojnie. Tak urosły ci, a teraz się uspokój i bądź normalna. – Dyszała Irma starając się normalnie oddychać.
Kiedy w końcu rudowłosa puściła przyjaciółkę, ta spojrzała na nią z ukosa i pokręciła z dezaprobatą głową. – Dziecko z ADHD – szepnęła.
- Mówiłaś coś? – spytała tamta szczerząc się od ucha do ucha.
- Nie – syknęła i zerknęła na Emme, schylającą się i dalej szukającej swojej zguby.
- Dobra wariatki, chodźcie do pociągu bo znowu bez nas odjedzie jak w tamtym roku. – zakomenderowała Liz, sięgając po swój wypchany po brzegi kufer. Jej brązowa sowa zahukała, jakby popierając swoją właścicielkę.
Lily ochoczo sięgnęła po bagaż i wraz z przyjaciółkami ruszyła w stronę drzwi.
Kiedy w końcu znalazły jeden z wolnych przedziałów, wreszcie mogły się sobie lepiej przyjrzeć. Lily sięgnęła po czekoladową żabę i rozpakowując ją, zwróciła się do koleżanek.
- Więc jak wam minęły wakacje.
Przez chwilę w przedziale panowała cisza. Pierwsza odezwała się Liz.
- E… mi nudno. Mam chłopaka… - nie zdążyła dokończyć.
- Nudno?! Masz chłopaka i uważasz, że spędziłaś wakacje nudno?! – spytała podekscytowana Emma.
- Em. Spokojnie, wyluzuj i nie podniecaj się tak. Kto, jak kto ale ty mogąc mieć każdego faceta, najmniej powinnaś się tym ekscytować. – stwierdziła Lily.
Brunetka obrzuciła koleżankę zdumionym wzrokiem.
- Oh, Lil ale co to ma do rzeczy? Każdy facet jest inny, każdy ma coś innego w sobie nie ma dwóch takich samych facetów, poza tym…
- Zdaje mi się, że to Liz miała opowiadać. – wtrąciła się Irma.
- No więc… - zaczęła nie bardzo wiedząc co powiedzieć – wakacje spędziłam we Francji, tam właśnie poznałam Marka…
- We Francji? Kobieto i uważasz, że spędziłaś nudno wakacje? Paryż, mężczyzna… wiesz jak można cudownie było spędzić te chwile…?
- Emm!
- Dobra, już dobra. – powiedziała unosząc, dłonie na znak kapitulacji – kontynuuj.
- No tak… nudno było bo on jest mugolem… - szepnęła speszona, starając się nie patrzeć na przyjaciółki i oczekując z niemym zniecierpliwieniem ich reakcji.
- No i? Co w związku z tym? To coś strasznego? – spytała Emma marszcząc brwi.
Tym razem żadna z przyjaciółek nie zwróciła jej uwagi. Wszystkie trzy wpatrywały się w Liz, zdając się wbijać ją tymi natarczywymi spojrzeniami w siedzenie.
- No bo… - zaczęła kręcić, dwoma wskazującymi placami młynki – bałam się, waszej reakcji. – dodała, starając się na nie, nie patrzeć.
W powietrzu można było wyczuć pewien rodzaj napięcia. Żadna z nich nie wiedziała co powiedzieć i jak zareagować na tą niezbyt miłą informację. I właśnie w tym momencie, niczym rycerze w srebrnej zbroi, do przedziału wpadli dwaj chłopcy.
- Witam drogie panie. – powiedział szarmanckim tonem ciemnowłosy chłopak udając, że ściąga z głowy kapelusz i kłaniając się przy tym zabawnie.
Zaraz za nim wszedł tego samego wzrostu brunet.
- Black, nikt cie nie nauczył, że nie wchodzi się bez pukania? A może to poniżej twojej godności spytać się czy nie przeszkadzasz? Cóż, podejrzewam, że twoja osoba nie bardzo wie co oznacza słowo godność. – Emma zmierzyła go wzrokiem od stup do głów i kontynuowała – Chociaż w twoim wypadku nie jest to dziwne. Poszukaj sobie w słowniku, słowa idiota, może wreszcie poznasz swoją prawdziwą definicję.
- Oh Emmo, Emmo czy ty się nigdy nie zmienisz? James, może byś mi pomógł? – spytał Syriusz, kierując swoje spojrzenie na bruneta.
- Chyba masz problem, bo twój przyjaciel najwyraźniej dostał ślinotoku. – odparła Em, również kierując wzrok w stronę bruneta i uśmiechając się ironicznie na widok chłopaka, wlepiającego – nie pożerającego spojrzeniem Lily.
- Emm… Pomocy… - zapiszczała Evans odchylając się coraz to bardziej do tyłu, od Jamesa który z wytrzeszczonymi oczyma przybliżał się do niej.
- Jestem zajęta – odparła kierując z powrotem swój wzrok na Blacka. – Będziesz musiała sobie poradzić sama.
- Wiecie co? To może ja pójdę do toalety – rzekła Liz wstając i wychodząc z przedziału.
- Świetnie, jedno miejsce dla mnie – stwierdził Syriusz usadawiając się wygodnie obok Emmy, na co ona nieznacznie się skrzywiła.
- O cholera! – krzyknęła Irma.
Tym razem nawet James oderwał wzrok od rudowłosej dziewczyny i spojrzał na Elizę.
Jej twarz przybrała jeszcze bledszy kolor; o ile to możliwe.
- Dziewczyny zapomniałam wam powiedzieć. W tym roku jestem prefektem i musze iść na zebranie. Lecę ! Przebiorę się w szkole, pa!
I wybiegła za Irmą.
Z ust Evans dobiegł cichy jęk. - Nie, proszę tylko nie to.
- A jednak kochanie! – krzyknął James i usiadł obok dziewczyny.
- Nigdy nie mów do mnie kochanie – odparła mierząc go morderczym wzrokiem.
- Mmm tak w ogóle to cześć James – odezwała się Emma uśmiechając promiennie do chłopaka.
- No cześć, cześć miło, że wreszcie raczyłaś mnie zauważyć.
- Cóż, twój kolega tak mnie rozprasza swoim…
- Wiem, że cie rozpraszam! Ja wszystkie laski rozpraszam! – krzyknął jej do ucha Black, kładąc rękę na jej kolanie.
Trzepnęła go w głowę, a drugą ręką zepchnęła jego dłoń z kolana.
- Tak, ale chyba tylko takie z syndromem niedotlenienia. – odparła przez zaciśnięte zęby.
- Dajcie już spokój. – warknęła Lily.
- Kochanie, cierpisz na brak uwagi? – spytał Potter przysuwając się jeszcze bliżej do dziewczyny.
- Nie, cierpię na twoje towarzystwo.
Cała trójka się roześmiała, co Evans skitowała kwaśnym uśmiechem. Oparła głowę o okno i zamknęła oczy z zamiarem, totalnego ignorowania natręta siedzącego po swojej prawej stronie.
Krajobraz zaczął się powoli zmieniać. Jeszcze przed chwilą jasne słońce schowało się, za potężną, ciemną chmurą nie zwiastującą niczego dobrego. Już po chwili z nieba zaczęły kapać ciężkie krople deszczu, rozpryskując się o szyby niczym potężna fala wpadająca na klif. Lily zasnęła opadając powoli, w swoje magiczne, przepełnione pięknem sny. Co jej się śniło? Jest to nawet dla mnie zagadką, jednak po delikatnym uśmiechu na jej twarzy, mogę stwierdzić, że musiało to być coś naprawdę przyjemnego. W przedziale panował rozgardiasz. Pół godziny wcześniej, do środka weszła czarownica ze słodyczami pytając czy nie chcieliby czegoś zakupić. Oczywiście James nie omieszkał pochwalić się gotówką, którą dostał od rodziców na urodziny i wykupił niemal wszystko co było na sprzedaż. Teraz siedział i obgryzał czekoladową pałeczkę, po której zwiększał się apetyt.
- I po co to jesz? Będziesz głodny. – spytała, a raczej stwierdziła Emma.
- No żeby jeść. – odpowiedział inteligentnie.
- Wiesz co Potter? Czasami wątpię w twój rozwój intelektualny.
- Musisz mi mówić po nazwisku? – spytał urażony.
- Ona wszystkim mówi po nazwisku, jakbyś nie zauważył – wtrącił Black, mierząc dziewczynę szelmowskim uśmiechem.
- Ty, to nie znaczy wszyscy, panie najmądrzejszy-najpiękniejszy.
- Dziękuję za komplement.
- To nie był komplement, tylko podsumowanie twojej osoby. Wiesz czasami, a raczej w większości wypadków uroda nie idzie w parze z rozumem. – odparła drapiąc się w nos.
- Sugerujesz, że twoja inteligencja nie może równać się z moim wyglądem?
- Sugeruje, że jesteś dla mnie za głupi, idioto.
- Haha, ale ci wbiła! – nabijał się James – Stary jak tak dalej pójdzie, to twój image upadnie.
- Już bardziej upaść nie może – zaśmiała się, kierując te słowa w stronę Pottera.
W przedziale zapanowała cisza. Black założył ręce na klatce piersiowej i udawał obrażonego, natomiast Potter… cóż Potter najwyraźniej myślał… tak dobrze przeczytaliście – myślał; jemu też się to czasem zdarza.
Oczywiście Emma nie potrafi wytrzymać dłużej niż pięć minut nic nie mówiąc, wiec już po chwili się odezwała.
- James, a tak w ogóle to wybierasz się gdzieś na sylwestra, czy zostajesz w Hogwarcie?
- Dobrze, że mi przypomniałaś. Nie przyjechałabyś z Irmą, Liz i Lily do mnie? Bo mam zamiar zrobić. Będzie gdzieś tak ponad sto osób…
Uniosła brwi zdziwiona. – A twoi rodzice? Wątpię, aby się zgodzili.
Emma i James znali się praktycznie od urodzenia. Tak się złożyło, że ich matki rodziły w tym samym szpitalu, na tym samym oddziale. Zaraz potem okazało się, że chodziły ze sobą do szkoły. Tak, więc w dzieciństwie to właśnie oni opowiadali sobie swoje najskrytsze tajemnice; o ile można nazwać tajemnicami sekrety kilkuletnich dzieci. Z czasem jednak, kiedy poszli do Hogwartu ich tak zwana przyjaźń uległa niewielkiej zmianie. Mam na myśli, że James poznał co to męska przyjaźń, a Emma co to damska. Jednak mimo, tego iż nie spędzali ze sobą tyle czasu co kiedyś, nadal widzieli w sobie bratnie dusze.
- Moich rodziców nie będzie. Wyjeżdżają do Egiptu. – wytłumaczył z uśmiechem przylepionym do twarzy.
- A co z nim? – spytała wskazując głową na Blacka – też będzie?
Na wzmiankę o przyjacielu, mina mu zrzedła. – Wiesz, Syriusz u mnie mieszka, uciekł od rodziców.
Po raz kolejny tego dnia w przedziale zapanowała niezręczna cisza.
- Cóż… - zaczęła, starannie dobierając słowa. – Mmm dlaczego? – spytała w końcu, kierując się tym razem do Syriusza.
Emma nie należała do osób, które znają słowo empatia. Zawsze mówiła i pytała, dopiero później zastanawiała się nad okolicznościami oraz nad tym, czy postąpiła dobrze czy nie.
Black się zmieszał i spojrzał w okno. Przez dłuższy czas nie odpowiadał, najwyraźniej zastanawiając się co powinien powiedzieć, a czego nie.
- Moja rodzina… Posłuchaj ja jestem inny. Dla mnie nie liczy się to, czy ktoś jest czystej krwi czy nie. Nie mam na tym punkcie fioła. Uważam, że każdy jest równy i nikt nie ma prawa, aby osądzać kto powinien żyć, a kto nie.
- Tak? A co ze Severusem? Na każdym kroku pokazujesz mu, że jest gorszy. Uważasz się za kogoś lepszego, bynajmniej od niego.
- Bo jest gorszy. Macza palce w czarnej magii, a sama chyba widzisz z kim się zadaje. – odwarknął nie mierząc już ją przychylnym spojrzeniem, jak to robił jeszcze przed chwilą.
- Nie masz na to dowodów. Poza tym to nie jest powód, aby tak go traktować! – niemal krzyknęła, zbulwersowana jego pewnością siebie, a przede wszystkim ignorancją.
Całej tej wymianie zdań, z uwagą przysłuchiwał się James, co chwilę otwierając i zamykając usta, nie będąc pewnym po czyjej stronie powinien stanąć. W końcu stwierdził, że nie będzie się wtrącał i zajął się wpatrywaniem w śpiącą Lily.
- Wybacz, ale potrafię rozróżnić osobę, zajmującą się czarną magią, od osoby którą to nie interesuje. Dlaczego James’a się nie czepiasz? On jeszcze bardziej do smarka jest negatywnie nastawiony niż ja.
- James to robi, bo chce zaszpanować przed Evans! Ty to robisz, bo kipie od ciebie nienawiścią! – tym razem krzyknęła.
- Możecie się przestać drzeć? Ludzie śpią! – warknęła Lily, która najwidoczniej przez te hałasy została obudzoną.
Dwójka czarodziei mierzyła się wzrokiem. Z pozoru się różnili, każdy miał swoje racje i, ani jedno, ani drugie nie potrafiło odpuścić; jednak były to tylko pozory. Syriusz wstał, jeszcze raz spojrzał z odrazą na Emmę i zwrócił wzrok na James’a, nawet nie patrząc na naburmuszona Evans.
- Ja idę, a ty? Nie mam czego tu szukać, szczególnie wśród popleczników czarnej magii.
- Idź zaraz dojdę. – odparł chłopak i pokręcił zrezygnowany głową.
Każda rozmowa tej dwójki kończyła się tak samo. Za każdym razem.
- Liluś wyspałaś się?
Evans zmierzyła go zniesmaczonym wzrokiem, i spojrzała pytająco na Emmę.
- Nie pytaj. – odparła ciemnowłosa i spojrzała na przyjaciela. Ten jeszcze raz rzucił w stronę Lily tęskne spojrzenie i wstał. Za nim wyszedł z przedziału rzucił w stronę Emmy;
- Z tym sylwestrem to się jeszcze dogadamy.
Kiwnęła głową i westchnęła.
- Co się stało? – spytała Lily zaspanym głosem.
- Czy ty zawsze musisz wszystko przespać? Idę poszukać Liz, coś długo jej nie ma.
Rudowłosa zmarszczyła brwi, sięgnęła po butelkę z wodą, upiła łyk i ponownie zasnęła.
Post został pochwalony 0 razy
|
|